Strony

.

.

wtorek, 23 kwietnia 2013

"Przyzwyczaić się do czytania książek - to zbudować sobie schron przed większością przykrości życia codziennego (William Somerset Maugham).

Gdy sięgnę pamięcią do czasów przedszkolnych i wcześniej, to niestety nie mam zbyt wielu wspomnień dotyczących czytania książek. Owszem, w domu zawsze było mnóstwo regałów uginających się od różnego rodzaju pozycji. Pamiętam też, że chociaż finansowo bywało różnie, to rodzice zawsze chętnie kupowali nam (mnie i trójce mojego rodzeństwa) książki. Ale siebie z książką, czy kogoś czytającego mi książkę - tego w tamtym okresie życia nie pamiętam. Może byłam zbyt mała...bo przecież skądś się wziął ten zapał do czytania.

W pierwszej klasie szkoły podstawowej z niecierpliwością czekałam na drugi semestr, kiedy to każdy uczeń miał mieć założoną kartę w szkolnej bibliotece. Jak dziś pamiętam pierwszą książkę, którą wypożyczyłam - była to "Czarna Owieczka" Jana Grabowskiego - czytałam ją później w kuchni przy stole, a obok mnie siedział Dziadek i cierpliwie podpowiadał trudniejsze słówka. Dokładnie pamiętam te chwile, chociaż od tamtego dnia minęło już ponad 20 lat.

Szkolna biblioteka szybko stała się jednym z moich ulubionych miejsc. Uwielbiałam przychodzić do szkoły wcześniej po to tylko, by w niej przesiadywać - wybierałam sobie kolejne książki do przeczytania, ale też pomagałam Paniom tam pracującym i np. układałam książki na półkach. Wiedziałam dobrze, gdzie która książka ma swoje miejsce. Wybierając książki często sięgałam po te najbardziej zniszczone, z porwaną okładką - wówczas po przeczytaniu sklejałam je starannie, obkładałam, podpisywałam i dopiero wówczas odnosiłam do biblioteki. W okresie szkoły podstawowej przeczytałam mnóstwo książek. Od "Karolci", "Awantury o Basię" czy "O psie który jeździł koleją" poprzez uwielbiane przeze mnie "Dzieci z Bullerbyn" do całej serii o "Ani z Zielonego Wzgórza". Wiele z tych książek przeczytałam kilka razy i nie mogę się doczekać dnia jak znów po nie sięgnę. Tym razem z Antosiem.

W liceum i na studiach książki także odgrywały ważną rolę w moim życiu. Czytałam w autobusie, w domu, a nawet na nudniejszych lekcjach ukradkiem trzymając książkę na ławce.

Teraz, gdy jestem dorosła nie wyobrażam sobie, że w naszym domu miało by książek nie być. To tak jakby nie było garnka czy kubka na herbatę. Lubię chodzić do księgarni i oglądać książki, lubię książki kupować i książkami obdarowywać bliskich.
Odkąd jest z nami Antoś muszę hamować się jeżeli chodzi o zakup książek dla dzieci. Wystarczy, że wejdę do księgarni i już po mnie, a raczej po mojej kieszeni. Po rodzicach odziedziczyłam lekkość w wydawaniu pieniędzy na książki. Ale dzięki temu dużo czytamy. Odkąd Antoś skończył 5 miesięcy książeczki są naszym codziennym rytuałem. Kiedyś ja wybierałam co i w której części dnia będziemy czytać. Dzisiaj to Antoś tego pilnuje. Ma swoje półki z książkami i sam wybiera, na co ma danego dnia ochotę. Większość książek zna na pamięć. I dla Niego, tak jak dla mnie czy dla M. książka to zawsze prezent, z którego bardzo się cieszy!!

2 komentarze: