Strony

.

.

wtorek, 19 czerwca 2012

Wakacje u Dziadków

Antoś pojechał na "wakacje" do Dziadków. Babcia przyleciała po Niego z Wrocławia i zabrała Go ze sobą spowrotem...pierwszy raz mój malutki (!!szesnastomiesięczny!!) Synek wyjeżdża beze mnie...nie na długo, bo w weekend już do Niego jedziemy. Mimo to decyzję o Jego wyjeździe ciężko było podjąć i zrobiłam to w zasadzie tylko dlatego, że zostałam przysłowiowo dociśnięta do muru :)
Myślę, że dla mnie tych kilka dni będzie dużo trudniejsze niż dla Antosia. Niczego Mu przecież nie zabraknie. Babcia zorganizuje Mu każdą minutę czasu, ugotuje najpyszniejsze obiadki, przygotuje najsmaczniejsze deserki..pewnie nawet nie zdąży zatęsknić...
A ja już nie mogę doczekać się weekendu!! Siedzę w domu i pochlipuję w ukyciu...

piątek, 15 czerwca 2012

Ostatnie trzy dni

Ostatnie trzy dni były zdecydowanie jednymi z najcięższych dni jakie zwykłam miewać. W środę skoro świt M. poleciał w delegację. Na te trzy dni właśnie. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że od wtorku Antek był jakby bardziej marudny, markotny, miał lekki stan podgorączkowy. Zęby - pomyślałam i wierzcie mi, miałam nadzieję, że to nic bardziej poważnego. W środę w ciągu dnia temperatura wzrosła do 39.5 st. C i wówczas się w zasadzie wszystko zaczęło. Trzy dni wysokiej, niemal 40 stopniowej gorączki, zbijanie temperatury paracetamolem, brak apetytu, rozpaczliwy płacz, biegunka. To u Antka. A u mnie: stres, nieprzespane noce związane z czuwaniem przy rozpalonym Dziecku i monitorowanie gorączki, bezsilność, a do tego na prawdę nie fajna sytuacja w pracy.

Gorączka ustępuje. Prawdopodobnie to tzw. "trzydniówka". Czekamy na wysypkę, żeby się utwierdzić. M. wraca lada moment, a ja już nie mogę doczekać się Jego powrotu. Nigdy tak bardzo nie dłużyła mi się Jego delegacja. Nigdy.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Mały człowiek na dużym trawniku

Mały człowiek na dużym trawniku. Niczym na murawie.




 Antoś z Kubą szaleli, a my grillowaliśmy.
W miłym towarzystwie, z promieniami ciepłego słońca na twarzy. I nic więcej nie potrzeba.




sobota, 9 czerwca 2012

Tydzień temu w Sanoku...

Tydzien temu odwiedziliśmy Sanok. Powód - wesele Znajomych. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się małej, zabitej deskami mieściny..Wyobraźcie sobie zatem jak mile byłam zaskoczona gdy dotarliśmy na miejsce. Zarówno Sanok, jak i jego okolice, to malownicze tereny, które z pewnością warto zobaczyć. Rynek Miasta, Zalew Soliński, Bieszczady...spędziliśmy tam jedynie trzy dni, a szkoda..bo atrakcji znalazłoby się na dłużej. Te strony Polski widziałam po raz pierwszy, ale zdecydowanie chciałabym tam jeszcze wrócić.


Wesele było bardzo udane. Były tańce, smaczne jedzenie, miłe towarzystwo..Antoś bawił się wśród Gości nad wyraz długo, jak na Niego, bo padł dopiero ok 22 (nie przeszkodziło Mu to niestety wstać o 5 rano - bez komentarza :/ ).




Bawiliśmy się w sali zabaw dla dzieci, co okazało się nie lada atrakcją...




A także udało nam się zorganizować krótką wycieczkę krajoznawczą.


Wróciliśmy do Warszawy bardzo zmęczeni, ale zmęczeni pozytywnie. Bo choć weekend ten był intensywny i wiele się działo..to wszyscy świetnie żeśmy się bawili.