Czekamy...czekamy...czekamy i... doczekać się nie możemy.
Czekanie powoli zamienia się we frustrację, w cowieczorne łzy, w obawę...
Hormony dają się we znaki.
Telefon dzwoni...wszyscy pytają "kiedy?"
Czekamy...
Codziennie zdaje się, że to może być już. Każdego dnia czuję, że chyba się zaczyna.
A później skurcze nikną, zasypiam, budzę się rano, skreślam kolejny dzień w kalendarzu..
...i czekam dalej...
oj te ostatnie dni to trudne i długie czekanie ....
OdpowiedzUsuńMoże Zuzi chce byc równo rok młodsza od naszej Niespodzianki ;P Jak tak to do niedzieli nie wyjdzie ;)
Mam nadziejęm, że już kolejny post będzie o małej Zuzi i jej starszym Braciszku :D
To prawda..ostatnich kilka dni mocno daje mi się we znaki, szczególnie że ciężko już cokolwiek zrobić, bolą kostki, kolana..Antosia urodziłam 4 dni przed terminem więc tym bardziej czas troszkę się dłuży..no ale wiem już, że jeśli do poniedziałku nie urodzę to zatrzymają mnie w szpitalu i będą wywoływać...choć może urodzę - w końcu zostało jeszcze kilka dni.
UsuńCierpliwości kittie:) Doskonale wiem co czujesz. Mój Chłopiec urodził się 9 dni po terminie...i nie wywoływali mi porodu, a sam poród przebiegł niezwykle szybko i sprawnie czego i Tobie życzę!:) Trzymamy kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Zuzia jak najszybciej się zdecydowała wyjść :))
OdpowiedzUsuńBedzie dobrze!!!
OdpowiedzUsuńJa tak samo odczuwałam końcówkę ciąży z Julką...
Odpoczywaj, odpoczywaj i jeszcze raz odpoczywaj!!!
buzka wielka!