Strony

.

.

sobota, 30 lipca 2011

Wspomnienia z wakacji

Pogoda nie zawsze nas rozpieszczała tak więc postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do Gdyni. Plan był taki, by w obie strony popłynąć tramwajem wodnym. Niestety nie tylko my wpadliśmy na ten świetny pomysł i gdy w czwartek rano ustawiliśmy się w kolejce do kasy by kupić bilety na statek – właśnie ich zabrakło. Nie był to powód by się poddać i zrezygnować z wyprawy. Szkoda byłoby po prostu wrócić do domku i nie skorzystać ze wszystkich tych pieczołowicie i z namysłem zapakowanych toreb powieszonych na wózkach, matkach i ojcach…Ojców bowiem było dwóch, matki dwie a dzieci troje…w dwóch wózkach. Wszyscy w świetnych humorach. Poszliśmy na dworzec…pociąg okazał się być za 25 minut. Czekamy. Później niecałe 2 godziny w pociągu i będziemy na miejscu. Kupiliśmy bilety. Antek w międzyczasie zrobił kupę, także przewijaliśmy go na ławce tuż obok dworca. Humory dalej dopisywały. Byliśmy żądni przygody. Nie mogło się nie udać. Przyjechał pociąg. Załadowany, ale co tam…dla nas miejsce się znalazło. Siedzimy i jedziemy. Dzieciaki dostają szału. Piszcza, krzyczą, nie da się ich niczym zainteresować. Chrupki, mleko, wierszyki, smoczki…Mamy cierpliwość…są to w końcu nasze dzieci. Gorzej mają państwo siedzący obok…mieli nadzieję poczytać gazetę, ale wyglądają jakby nie słyszeli własnych myśli. Nie przejmujemy się. Cieszymy się, że nasze dzieci są radosne. Po dwóch godzinach lekko zmęczeni wysiadamy w Gdyni. Pogoda pochmurna, ale nie pada. Idziemy do portu kupić bilety na tramwaj wodny w drogę powrotną. Chwila namysłu i decydujemy się zostać w Gdyni dwie godziny dłużej i zamiast do Jastarni kupujemy bilety na tramwaj wodny do Helu. Stamtąd na pewno będzie pociąg wprost do naszego ośrodka…Hej przygodo przygodo…Trochę się stresuję, jak przeżyją to dzieci, ale reszta dorosłych szybko mnie uspokaja..Idziemy coś zjeść. Dla rozluźnienia zamawiamy pierwsze tego dnia „modżajto”. Nie ma przecież nic gorszego niż spięci i zestresowani rodzice. Dzień mija szybko i miło. Nie zauważamy kiedy zbliża się pora powrotu dlatego na statek idziemy szybkim krokiem w obawie, że nam ucieknie. W międzyczasie sprawdzamy godzinę odjazdu pociągu z Helu do Jastarni. Po zejściu ze statku mamy 18 minut na przejście z portu na dworzec. Nie zniechęcamy się. Rozmyślamy jak rozlokować dzieci by szło się najszybciej. Które jadą w wózkach, a które w chuście. Płyniemy sobie spokojnie, później tylko lekka gimnastyka przy zejściu na ląd i jesteśmy. Mamy 12 minut. Biegniemy. Dobiegamy w ostatniej chwili. Wsiadamy do pociągu zlani potem, miejsce dla nas jest tylko na korytarzu ale cieszymy się, że w ogóle jest i nie musimy czekać na kolejny pociąg. Dzieci są marudne, głodne i zmęczone. Płaczą. Okazuje się, że pociąg nie zatrzymuje się na naszej stacji. Musimy wysiąść stację wcześniej i iść piechotą. Trochę jesteśmy źli, ale są tego rozwiązania dobre strony – po drodze wstąpimy do sklepu i na gofry…będzie to idealne zakończenie pełnego emocji dnia. Docieramy do naszych domków po 21. Dzieci ledwo żyją. Kąpiemy je i kładziemy spać. Później relaksujemy się jeszcze i wspominamy udaną wycieczkę. A jest co wspominać…

3 komentarze:

  1. Hej! Podczytujemy Twojego bloga razem z Kubą i obojgu nam się bardzo podoba. A wskazówki i doświadczenie, jakie w nim zawarłaś, na pewno przydadzą nam się w przeciągu kilku miesięcy ;p A przy okazji Jastarnii, w tym roku nasze plany co do niej zostały pokrzyżowane, ale już w przyszłym mamy nadzieję poznać jej uroki osobiście:) Pozdrawiamy i oczekujemy na więcej wpisów!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewela, cieszę się, że blog Wam się podoba. No ale przede wszystkim gratuluję i trzymam kciuki za dobre samopoczucie...a Jastarnię z Maluchem jak najbardziej polecam...zresztą jeżeli będziecie tam za rok, to może się spotkamy...bo my wziąż nią zachwyceni snujemy plany na przyszłe wakacje.

    OdpowiedzUsuń