Cztery dni po wyjściu ze szpitala, w 10 dobie życia mojego Synka, przyjechała do nas mama M. - babcia Antosia - moja Teściowa. Nie lubię określenia „teściowa”, gdyż kojarzy mi się ono z powszechnie znanymi dowcipami o teściowych, a żaden z tych żartów nie pasuje ani do Niej ani do naszej relacji. Nie ukrywam, że na początku trochę obawiałam się, jak to będzie...jak odnajdziemy się w nowych rolach – ja młoda, niedoświadczona matka Jej wnuka, Ona babcia mojego pierwszego dziecka…byłam nastawiona pozytywnie, aczkolwiek hormony szalały i momentami zwyczajnie bałam się tego, co może się stać…co może zostać powiedziane…
Tymczasem moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne, a Jej pobyt u nas był bardzo miłym tygodniem pełnym wzruszeń, poszukiwania rozwiązań na problemy towarzyszące początkom macierzyństwa, rozmów i cudownych chwil.
Mama bardzo dbała o mnie, o to żebym regularnie jadła i piła, serwowała pyszne śniadanka, obiadki, kolacje, a w przerwach owocowe przekąski. Robiła zakupy, gotowała, sprzątała, prasowała. Jak kończyłam karmić - brała Antosia na ręcę aby mu się odbiło. Jak spał - kazała mnie też się położyć i odpocząć. W nocy, gdy jemu przychodziła ochota na „rozmowy” zajmowała się nim bym ja mogła złapać trochę bezcennego snu. Ani razu nie skrytykowała mnie, nie pouczyła, nie zwróciła uwagi, że coś robię źle. Nie dała do zrozumienia, że sobie nie radzę – wręcz przeciwnie, w chwilach zwątpienia przytulała i mówiła, że wszystko robię dobrze i kazała się nie poddawać. Nie robiła przeciągów, nie opowiadała, że u nas jest gorąco i nie ma tlenu. Dyskretnie wietrzyła mieszkanie, byśmy wszyscy oddychali świeżym powietrzem. Nie krytykowała Antosiowych strojów, smoczka, wycierania ręcznikiem czy wybudzania na karmienie…Nie wymądrzała się.
Pomogła mi bardzo..Sprawiła, że uwierzyłam w siebie jako matka i odpoczęłam. Niestety musiała wracać do siebie…Zostawiła nas wszystkich w dużo lepszej formie, lepiej zorganizowanych. Radzimy sobie. I czekamy niecierpliwie na Jej kolejną wizytę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz